wypas. tylko in sie troche posypalo z kolejnoscia. jako pierwsi grali ludzie, ktory przerastaja wszystkich innych o kilka klas. ja nie rozumiem ich muzyki, nie probuje nawet zrozumiec. wszystkie zasady, ktorych inni probuja sie trzymac, ich nie dotycza. wszystko co ma byc jest, ale gdzies w tle, jako podklad. pelen profesjonalizm, zadnych solowek przydlugich, popisow. nic juz udowadniac nie musza. sa po prostu najlepsi i bawia sie wspolnie muzyka na poziomie dla innych nieosiagalnym. wayne shorter quartet.
potem marcus miller mogl sobie tylko plumkac na tym swoim basie. przepasc byla tak widoczna, ze az nie chcialo mi sie go sluchac, choc niby lubilem jego muze. oczywiscie to on zebral najwieksze brawa bo zrobil szol pod publike. na koncu jimmy cobb i so what band, duzo lepiej niz poprzednik. zagrali cala 'kind of blue' zachowujac kolejnosc utworow. mniam.
inni (0):
<< powrót